niedziela, 14 kwietnia 2013

Tomorrow comes Today

Nie mogę pojąć, jak to wszystko zmieniło się w ciągu paru miesięcy i to w sumie bez wyraźnej przyczyny. Może dlatego, że nie było powodu do smutku czy rozżalenia? Pomimo mojego niezadowolenia muszę stwierdzić, że normalnieje, a przy okazji wkraczam w nową fazę młodzieńczego buntu - typowe, lecz dla mnie nowe. ;P
Moją głowę zadręczają teraz problemy przyszłościowe, żeby ująć to dosadniej - brak miejsca na te problemy w ów łepetynie. Moje wyobrażenie siebie samej za 5 lat z postępującej, pełnej zaangażowania młodej studentki o indywidualnych poglądach i zachowaniu przeszło na etap żula. Tak żula, i to zupełnego - śpiącego na dworach zaćpanego włóczęgi. W sumie nie mam ku temu wielkich pobudek, ale mętlik, który powodują wszyscy rozjaśnieni mądrością doświadczeń dorośli nie daje mi myśleć inaczej.
Prawda jest taka, że zupełnie nie wiem co robię i co mam robić dalej. Nie umiem już siebie ocenić, a nie chcę, żeby robili to inni. Przestałam zajmować się czymkolwiek.
I nie wiem, nie wiem jak do tego podejść, od której strony uszczknąć swoje lenistwo, żeby to wszystko się nie rozsypało. Nawet nie wiem czy to jest lenistwo, jakiś spad myślowy czy podświadome załamanie?
To takie głupie, szczeniackie i nie moje, bo nigdy taka nie byłam. Zawsze wiedziałam czego chce i na co mnie stać. I wnerwiam się samym tym stanem, bo chcę, a nie potrafię. Znowu i znowu, wydaje mi się, że już się nie odnajdę.
I  need a progress...